- Kamunikat.org
- Бібліятэка
- Кнігазборы
- Калекцыі
- Іншае
W felietonie wstępnym z ubiegłego miesiąca wspominałam o pewnej mieszkance Gródka, która była świadkiem sceny, kiedy to podczas II wojny światowej wieziono na śmierć Sonię Cukierman razem z jej ojcem – doktorem Cukiermanem i matką. Rozmawiałam z nią dawno temu i niestety, rozmowa, którą nagrałam wtedy na dyktafon, „zniknęła”. I trzy tygodnie temu okazało się, że będę miała możliwość spotkania się z panią Walentyną na jej …uroczystych 100-letnich urodzinach, które stały się bardzo wzruszającym jubileuszem. Umówiłam się na wywiad. Rozmawiałyśmy długo (100 lat życia, z czego większość spędzona w Gródku, zobowiązuje). Nawet miałam wyrzuty sumienia, że za długo. Przecież to wysiłek, w dodatku w niektórych momentach dochodzą silne emocje. Miałam łzy w oczach, kiedy pani Wala opowiadała ze szczegółami… Z Sonią Cukierman siedziała w jednej ławce od czwartej klasy do końca nauki w szkole podstawowej. „To był luty 1943 r., było strasznie zimno, nikogo nie było na ulicy. Wracałam z ul. Michałowskiej, możliwe, że od pani rodziny, bo dziadek czy pradziadek skupował mleko. Doszłam do miejsca, w którym dziś jest sklep Petelskiej i zobaczyłam, że od strony mostu jadą sanie w zaprzęgu. Przyglądam się – siedzi Sonia. Pamiętam jak siedzieli – ona, jej macocha i Cukierman. Sonia trzymała ręce na rękach ojca. Była wpatrzona w ojca, coś do niego mówiła. Bałam się odezwać, bo być może i mnie by zabili. Ona mnie chyba nie widziała, bo, gdyby było inaczej, może głową by kiwnęła. I odjechali w stronę cmentarza żydowskiego.” Minę